bikerka
algra7
z miasta
Czeladź
avatar

Info o mej skromnej osobie

  • Przejechałam juź 10644.49 km, z czego 716.57 km (6.73%) w terenie.
  • Na ujeżdżaniu mojego rumaka spędziłam 23d 08h 01m.
  • Osiągam zawrotną prędkość średnią 18.99 km/h xD
  • Dowiedz się więcej.
baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl Zagłębiowska Masa Krytyczna

Szukaj

Wykresik

Wykres roczny blog rowerowy algra7.bikestats.pl

Było, minęło...

Bratnie dusze :)

Wpisy archiwalne w kategorii

towarzysko

Dystans całkowity:4302.72 km (w terenie 579.57 km; 13.47%)
Czas w ruchu:232:56
Średnia prędkość:18.43 km/h
Maksymalna prędkość:52.30 km/h
Suma podjazdów:1811 m
Suma kalorii:3476 kcal
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:37.09 km i 2h 01m
Więcej statystyk
Czwartek, 21 sierpnia 2008Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Rowerowanie z Przemkiem - Dolina Trzech Stawów, Rybaczówka i Park Chorzowski... Dawno już bardzo nie jeździłam po parku po zmroku :) Ale żadnych (cytuję:P) 'nisko latających jeży' nie spotkaliśmy :)
Dane wycieczki:
59.90 km (0.00 km teren) czas: 02:50 h avg:21.14 km/h
Środa, 13 sierpnia 2008Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Park Chorzowski z Przemkiem:) Ot takie sobie kręcenie kółeczek.
Poza tym dziś się dowiedziałam, że w mojej pięknej Czeladzi na Reggeneracji zagra Akurat :D
Dane wycieczki:
72.30 km (0.00 km teren) czas: 03:09 h avg:22.95 km/h
Środa, 6 sierpnia 2008Kategoria całodniowo, terenowo, towarzysko
Tarararaaaaaaam! Dzisiaj strzeliła seteczka :) Wstyd się przyznać ale pierwsza w moim krótkim życiu :P

-> Kraków, z domu wyruszyłam najpierw pod Smoka Wawelskiego coby spotkać się z Piotrkiem, moim dzisiejszym towarzyszem podróży i przewodnikiem zarazem ;) Coś mu tam jeszcze nie pasowało w rowerze więc pierwsze dwie godziny naszej wycieczki spędziliśmy w jego zaprzyjaźnionym serwisie ;) Później przez bulwary nad Wisłą i Lasek Wolski...
-> Kryspinów
-> jakieś wioski ;) Jako, że jeździmy właściwie zupełnie inaczej, Piotrek odsstawiał mnie w terenie, a ja jego na asfalcie :P Jechaliśmy koło takich fajnych skałek, po mało ruchliwej okolicy, przyjemna droga, trochę asfaltu, trochę lasu, tylko dużo podjazdów a poza tymcały czas minimalnie pod górkę i wiatr w twarz ;) Krótki postój pod sklepem na śniadanie Piotrka
-> Czułów
-> Tenczynek, czyli nasz cel :) Ostatni podjazd i ruiny zamku, odpoczynek z przerwą na bananki i fotki




-> powrót znów przez te same wiochy, z tą różnicą że jechało się o niebo lepiej, bo bardziej z górki i z wiatrem w plecki:D Po drodze minęliśmy się z pielgrzymką ;)
-> w Krakowie jechaliśmy już wzdłuż głównej drogi, zahaczyliśmy też jeszcze o Błonia i o Rynek
-> dom... stan licznika 86,5km... hmmm... miałam zjeśc obiad i iść dokręcić do setki, ale w lodówce znalazłam tylko pasztet, więc przetrąciłam jedną kanapkę i heja na bulwary ;) A teraz sobie odpoczywam błogo... :)

Ależ to ładnie wygląda na liczniku... :P

Dane wycieczki:
102.06 km (30.00 km teren) czas: 05:33 h avg:18.39 km/h
Sobota, 2 sierpnia 2008Kategoria górzyście, terenowo, towarzysko
Krótka przejażdżka po Bieszczadzkim Parku Narodowym w celu obejrzenia spalonej wsi Caryńskie oraz wakacyjnego obozowiska cioci i wujka sprzed lat... W składzie czteroosobowym ponownie :)

Towarzysz motylek :)


Na Przełęcz już co niektórym się nie chciało jechać :P


Spalona wieś...


Ołtarz na starym obozowisku

Dane wycieczki:
5.57 km (5.57 km teren) czas: 00:29 h avg:11.52 km/h
Poniedziałek, 28 lipca 2008Kategoria całodniowo, górzyście, terenowo, towarzysko
Po wczorajszym wędrowaniu przyszła kolej na dzień rowerowy :)

RANO:
Wycieczka w towarzystwie wujka, cioci i kuzynki (lat 9, respect dla niej za taką traskę)
-> Strzebowiska, gdzie mieszkaliśmy
-> Majdan, bardzo przyjemna ścieżka lasem



-> Cisna i mały przystanek na zrobienie zdjęć wilkinowym zwierzątkom :P

-> przez Dołżycę, Krzywe, Przysłup, asfaltową mało ruchliwą drogą do domu na obiad...

PO POŁUDNIU:
Ciocia i kuzynka zrezygnowały z drugiej połowy wycieczki, ale z wujkiem pojechaliśmy jeszcze sobie pośmigać po górkach :)
-> ze Strzebowisk do Kalnicy asfaltem, z górki, bosko :P
-> wzdłuż rzeki Wetliny jakimś szlakiem rowerowym, przyjemnie się jechało i szybko :) Po drodze spotkaliśmy węża, z początku wyglądał jak patyk, z tym że... patyki się nie wiją :P
-> Rezerwat "Sine Wiry"
-> Szczycisko (629m npm) ufff
-> doliną Sanu, wzdłuż rzeki, mnóstwo podjazdów, z początku po kamieniach, koszmarna droga, ciężko było, dopiero pod koniec jakiś sensowny szuter.. na jednym podjeździe gleba zakończona paroma obdarciami i siniakami :P



-> Rezrwat "Krywe"
-> Rezerwat "Hulskie"
-> Sękowiec, skąd było jeszcze jakieś 20-30km do domu pod górkę :P my już tam umieraliśmy... Na szczęście ciocia nas zgarnęła samochodem ;)
Dane wycieczki:
54.35 km (40.00 km teren) czas: 03:47 h avg:14.37 km/h
Czwartek, 17 lipca 2008Kategoria terenowo, towarzysko, zwyczajnie
Hardcore Team znowu w akcji - byle mżawki się nie boi :)
Czyli wycieczka z Tomkiem przez Grodziec, na Kuźnice (przedzieraliśmy się przez jakieś chaszcze i krzaczory w błogiej nieświadomości, że 3 metry od nas, za górką i drzewami jest piękna asfaltowa droga:P), Pogorię III, Park Zielona i powrót przez Łagiszę i Grodziec. Duża część drogi w drobnym deszczu (ale w końcu co to dla nas po zeszłej sobocie:D), część przez piaszczyste lasy - dziś się jakoś wybitnie tam zakopywałam...:/ Ale śliczny Raidonek sprawuje się bardzo dobrze :)

Dzisiejszy nowy nabyteczek to koszyczek na bidon - stary się po dobrych 10 latach używania wreszcie rozleciał :P
Dane wycieczki:
47.30 km (20.00 km teren) czas: 02:23 h avg:19.85 km/h
Sobota, 12 lipca 2008Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Najbardziej Hardcore’owa Wycieczka Rowerowa w życiu Tomka i moim – wybraliśmy się dzisiaj nad Chechło w celu spożycia kiełbaski z grilla :)

Kiedy wyruszaliśmy spod Dorotki, nic nie wskazywało na to, że spotkają nas jakieś przygody… Pojechaliśmy sobie przez Wojkowice, Bobrowniki, Piekary Śląskie, Świerklaniec nad Chechło. Po drodze Tomek słyszał, że coś grzmi, ja nie zwróciłam uwagi, tak czy siak postanowiliśmy jechać dalej do celu. Było ciepło, świeciło słoneczko, jechało się przyjemnie. W Świerklańcu przypomniało nam się, że nie mamy kiełbasek na rzeczonego grilla :P Więc jeszcze znaleźliśmy sklep (a nie było to łatwe w sobotę po 18:00 :P) i się zaopatrzyliśmy. Przy okazji okazało się, że ze Świerklańca jest krótsza i mniej ruchliwa droga nad Chechło niż ta, którą kiedyś prowadził Krzysiu. Później już przez lasek nad jeziorko, gdzie z zadziwiającą łatwością znaleźliśmy czwórkę zmotoryzowanych – leniów – namiotowiczów – grillowiczów, czyli Gosię, Artura, Karinę i Darka.
Zaczęło wiać, grzmieć i padać, ale co tam – przecież przejdzie szybko ;) Owszem, przeszło, ale tylko na chwilę i znowu zaczęło lać. Za to była śliczna tęcza i pycha kiełbaski. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, zjedliśmy i porzuciliśmy nadzieję na to, że uda nam się wrócić do domu bez towarzystwa deszczu i burzy. No cóż, do domu tak czy siak trzeba było wrócić. Zanim dojechaliśmy do najbliższego lasu, już byliśmy przemoczeni do suchej nitki. W lesie się pogubiliśmy nieco, zrobiło się ciemno, jak w końcu dojechaliśmy do jakiejś głównej drogi to ja osobiście nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem i gdybym była sama to bym się z 10 razy jeszcze pogubiła w drodze do domu – ale dzięki Tomka znakomitej orientacji w terenie dotarliśmy do parku w Świerklańcu, przejechaliśmy przez niego nad zalew, wzdłuż zalewu i jakimś tajemniczym skrótem ;) Przez błotko, kamienie, kałuże o głębokości…dużej ;) Jazda totalnie na wyczucie, drogę rozjaśniały jedynie błyskawice, mi standardowo wysiadły baterie w lampce… W zasadzie byliśmy tak przemoczeni, że sądzę, że jakbyśmy się wyglebili gdzieś tam do błota czy do kałuży, albo jakby ktoś na nas wylał z 10 wiader wody, to nie zrobiłoby to na nas większego wrażenia :] Tomkowi woda spływająca z gąbeczek z kasku zalewała oczy, mnie przed tym uratowała bandanka na głowie, którą zawiązałam z powodu zbyt długiej grzywki wpadającej do oczu xD
Tajemniczy skrót wyprowadził nas na Rogoźniku… Stamtąd już szybciutko przez Wojkowice na Czeladź. Ja do domku, gdzie czekało na mnie spojrzenie mamy (jeszcze bardziej bezcenne niż zwykle), prysznic (gorący) i herbatka (z rumem) xD Tomek w drodze do domu ponoć jeszcze potwierdził zasadę pod tytułem „9 na 10 wypadków zdarza się w domu” i na własnym osiedlu wykąpał się w kałuży.
Mokre miałam wszystko, włączając w to karnet na fitness schowany w najgłębszym zakamarku portfela, schowanego w najgłębszym zakamarku plecaka ;) Buty po wyjęciu z pralki były suchsze niż przed włożeniem ich tam. W nocy słyszałam jak mi błoto z roweru odpada i obija o podłogę :] Tylko, kurczę, łańcuch mi się rozpada :/

Dane z wycieczki są na oko, bo licznik zalało :] I tak byłam w ciężkim szoku, bo działał idealnie przez cała drogę, mimo że nie jest wodoodporny. Dopiero pod blokiem, jak chciałam sprawdzić godzinę (btw była 22.30:] ) i przyciął się przycisk… Najpierw jeden, potem drugi, w końcu się skasowało dokładnie wszystko :] Nad Chechłem było 30,2km, 21,9km/h i 1:23h :]

Ależ się rozpisałam.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy nie boją się burzy :P
Dane wycieczki:
60.00 km (10.00 km teren) czas: 03:00 h avg:20.00 km/h
Wtorek, 1 lipca 2008Kategoria towarzysko, terenowo, praca/szkoła, zwyczajnie
RANO:
Niestety skończył się bilet kwartalny ;) Więc wybrałam się przed południem na bajku do Katowic pozałatwiać kilka spraw. Wreszcie oddałam indeks do dziekanatu, odebrałam też papierek o ukończeniu kursu ze szkoły językowej (wynik celujący - nie wiem za co :P). Przedzieranie się przez centrum było średnio przyjemne, jedynie panowie budowlańcy rzucający za mną jakieś.. ekhm, nazwijmy to komplementami :P wywołali na mych ustach gromki śmiech ;) W drodze powrotnej zahaczyłam o ogródek dziadków, gdzie mamuśka zażywała kąpieli słonecznej - i ja przez krótką chwilę zażyłam - a na wyjściu rąbnęłam o klamkę od furtki i mam mega-siniaka na udzie :/

PO POŁUDNIU:
Wycieczka krajoznawcza po Zagłębiu z Tomkiem :) Przy okazji spotkanie po latach ;)

-> Dorotka, gdzie się spotkaliśmy. Czekając na spóźnialskiego Tomka zrobiłam z nudów parę fotek.

kościółek na Dorotce oświetlony radosnymi promieniami słońca:)


murek, na którym sobie czekałam :)


nie mogło oczywiście zabraknąć artystycznych fot z moim rumakiem w roli głównej xD


-> Gródków
-> Strzyżowice
-> Góra Siewierska - najpierw fajnym asfaltem, później fajnym nie-asfaltem ;) na taki pagóreczek, z którego się roztaczał taki oto cudny widok


i taka ścieżynka:


-> przez jakieś wiochy (jakiś czas za panem na szosie:D)
-> Kuźnica - czyli zalew zwany 'nową Pogorią' bądź Pogorią IV


Objechaliśmy praktycznie większość jeziorka, część piaszczystymi lasami, część ładną asfaltową ścieżką wzdłuż wody. Generalnie okolice wspaniałe na rower :) :) Bardzo, bardzo przyjemnie, ludzi niedużo, miodzio :)
-> Będzin Łagisza


-> Lasek Grodziecki, też bardzo przyjemny :)


-> Będzin Grodziec
-> home...

P.S. Poszukiwany miły kolega do małej pomocy :>
Dane wycieczki:
77.75 km (20.00 km teren) czas: 03:45 h avg:20.73 km/h
Niedziela, 29 czerwca 2008Kategoria towarzysko, całodniowo
Chechło.

Czyli wreszcie zrealizowany wyjazd planowany od dłuższego czasu :) Generalnie bardzo udany dzień spędzony w towarzystwie dwóch wspaniałych kolegów :)
Z Czeladzi wyruszyłam razem z Józkiem w stronę Świerklańca, gdzie spotkaliśmy się z Krzysiem z Gliwic. Jechało mi się lajtowo, cały czas asfalt (przez Wojkowice, Bobrowniki, Piekary...), pogoda idealna na rower, nie za gorąco, wiatru nie czułam w tunelu za Józkiem xD Średnia w Świerklańcu 27km/h - jak na mnie bomba ;)
Później już we trójkę nad Chechło, częściowo ścieżką przez bardzo sympatyczny las - rozłożyliśmy się nad jeziorkiem i mimo paru chmurek na niebie odważnie wskoczyliśmy z Krzysiem do wody trochę popływać. W pewnym momencie zaczął padać deszczyk, ale i tak już byliśmy mokrzy, więc bez różnicy - zresztą tak samo szybko przestało padać, jak i zaczęło :) Posiedzieliśmy trochę na brzegu, pogadaliśmy, w międzyczasie całkiem się wypogodziło i nawet słońce zaczęło fajnie przygrzewać, aż zrobiło się późno i trzeba było się zbierać do domu...
Pojechaliśmy wszyscy przez Piekary, gdzie odłączył się od nas Krzysiu. Powrót był równie lajtowy jak droga na Chechło :) W ogóle jakoś nie czuję, że tyle przejechałam. Żeby dobić do okrągłych 60km pokazałam jeszcze Józkowi skrót drogi na Sosnowiec ;) I do domku na drugą połowę meczu...

Motto na dziś: "Rower poprawia humor bardziej niż zakupy" xD
Dane wycieczki:
60.50 km (5.00 km teren) czas: 02:29 h avg:24.36 km/h
Piątek, 27 czerwca 2008Kategoria towarzysko, MK
Wreszcie udało mi się kogoś namówić na pojechanie na MK :) Tą niesamowitą osobą była... Sylwia! :D Tak więc towarzysza do jazdy miałam już od samej Czeladzi :)
Frekwencja niestety znów jakoś szczególnie nie dopisała (kobiet, jak ostatnio, sztuk 3)... Ale z tego co słyszałam chłopaki z katobiker planują jakąś 'kampanię' z ulotkami i... prześcieradłami, heh :D
Ale mimo wszystko parę ludzi było, na przykład poznałam dzisiaj brata mojego ulubionego serwisanta z Uni-sportu :D Z tego miejsca pozdrawiam Marcina i Tomka :D Mam nadzieję, że nie byłam zbyt upierdliwą klientką :P
Po masie standardowo kierunek Park Chorzowski, posiedzieliśmy trochę, później pojechaliśmy na ten taki tor co to go ostatnio zrobili w parku, koledzy-bikerzy sobie poszaleli, jeden wylądował w błocie ;) Ja osobiście ograniczyłam się do obserwowania :)
Później już do domku... Na wylocie z parku spotkanie z Piotrusiem, który obiecywał wcześniej, że będzie na masie, ale co się okazało? Że wczoraj 4h pucował rower i szkoda mu było jeździć po deszczu :P Mały szczegół, że do wieczora już wszystko zdążyła ładnie wyschnąć, ale ten to zawsze jakąś wymówkę znajdzie ;)
No, to pozdrowienia dla wszystkich obecnych na MK zarówno ciałem, jak i duchem i do zobaczenia za miesiąc :)
Dane wycieczki:
44.20 km (1.00 km teren) czas: 02:52 h avg:15.42 km/h

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl