Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2008
Dystans całkowity: | 327.19 km (w terenie 90.00 km; 27.51%) |
Czas w ruchu: | 17:05 |
Średnia prędkość: | 19.15 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 46.74 km i 2h 26m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 28 lipca 2008Kategoria całodniowo, górzyście, terenowo, towarzysko
Po wczorajszym wędrowaniu przyszła kolej na dzień rowerowy :)
RANO:
Wycieczka w towarzystwie wujka, cioci i kuzynki (lat 9, respect dla niej za taką traskę)
-> Strzebowiska, gdzie mieszkaliśmy
-> Majdan, bardzo przyjemna ścieżka lasem
-> Cisna i mały przystanek na zrobienie zdjęć wilkinowym zwierzątkom :P
-> przez Dołżycę, Krzywe, Przysłup, asfaltową mało ruchliwą drogą do domu na obiad...
PO POŁUDNIU:
Ciocia i kuzynka zrezygnowały z drugiej połowy wycieczki, ale z wujkiem pojechaliśmy jeszcze sobie pośmigać po górkach :)
-> ze Strzebowisk do Kalnicy asfaltem, z górki, bosko :P
-> wzdłuż rzeki Wetliny jakimś szlakiem rowerowym, przyjemnie się jechało i szybko :) Po drodze spotkaliśmy węża, z początku wyglądał jak patyk, z tym że... patyki się nie wiją :P
-> Rezerwat "Sine Wiry"
-> Szczycisko (629m npm) ufff
-> doliną Sanu, wzdłuż rzeki, mnóstwo podjazdów, z początku po kamieniach, koszmarna droga, ciężko było, dopiero pod koniec jakiś sensowny szuter.. na jednym podjeździe gleba zakończona paroma obdarciami i siniakami :P
-> Rezrwat "Krywe"
-> Rezerwat "Hulskie"
-> Sękowiec, skąd było jeszcze jakieś 20-30km do domu pod górkę :P my już tam umieraliśmy... Na szczęście ciocia nas zgarnęła samochodem ;)
RANO:
Wycieczka w towarzystwie wujka, cioci i kuzynki (lat 9, respect dla niej za taką traskę)
-> Strzebowiska, gdzie mieszkaliśmy
-> Majdan, bardzo przyjemna ścieżka lasem
-> Cisna i mały przystanek na zrobienie zdjęć wilkinowym zwierzątkom :P
-> przez Dołżycę, Krzywe, Przysłup, asfaltową mało ruchliwą drogą do domu na obiad...
PO POŁUDNIU:
Ciocia i kuzynka zrezygnowały z drugiej połowy wycieczki, ale z wujkiem pojechaliśmy jeszcze sobie pośmigać po górkach :)
-> ze Strzebowisk do Kalnicy asfaltem, z górki, bosko :P
-> wzdłuż rzeki Wetliny jakimś szlakiem rowerowym, przyjemnie się jechało i szybko :) Po drodze spotkaliśmy węża, z początku wyglądał jak patyk, z tym że... patyki się nie wiją :P
-> Rezerwat "Sine Wiry"
-> Szczycisko (629m npm) ufff
-> doliną Sanu, wzdłuż rzeki, mnóstwo podjazdów, z początku po kamieniach, koszmarna droga, ciężko było, dopiero pod koniec jakiś sensowny szuter.. na jednym podjeździe gleba zakończona paroma obdarciami i siniakami :P
-> Rezrwat "Krywe"
-> Rezerwat "Hulskie"
-> Sękowiec, skąd było jeszcze jakieś 20-30km do domu pod górkę :P my już tam umieraliśmy... Na szczęście ciocia nas zgarnęła samochodem ;)
Dane wycieczki:
54.35 km (40.00 km teren) czas: 03:47 h avg:14.37 km/h
Sobota, 26 lipca 2008Kategoria zwyczajnie
Obładowana sakwami na dworzec w Katowicach (są jeszcze dobrzy ludzie na świecie, na szczęście jacyś mili panowie pomogli mi taszczyć rower po dworcowych schodach bo sama bym tak chyba padła:P), stamtąd pociągiem do Krakowa (tu też byli dobrzy ludzie:D) i dalej rowerem nadwiślanymi bulwarami do rodzinki. A później kierunek Bieszczady... samochodem rzecz jasna ;)
Obszerniejsza relacja z górek pojawi się zapewne kiedyś tu :)
Obszerniejsza relacja z górek pojawi się zapewne kiedyś tu :)
Dane wycieczki:
18.95 km (0.00 km teren) czas: 01:12 h avg:15.79 km/h
Piątek, 18 lipca 2008Kategoria zwyczajnie
Park Chorzowski. Na wyżycie się. Wielki wnerw nieco minął po kilku kółeczkach i pstryknięciu paru fotek;)
Mein rumak
Kto zgadnie co to? :) I nie chodzi o stojaczek na długopisy :P
Mein rumak
Kto zgadnie co to? :) I nie chodzi o stojaczek na długopisy :P
Dane wycieczki:
48.44 km (0.00 km teren) czas: 02:03 h avg:23.63 km/h
Czwartek, 17 lipca 2008Kategoria terenowo, towarzysko, zwyczajnie
Hardcore Team znowu w akcji - byle mżawki się nie boi :)
Czyli wycieczka z Tomkiem przez Grodziec, na Kuźnice (przedzieraliśmy się przez jakieś chaszcze i krzaczory w błogiej nieświadomości, że 3 metry od nas, za górką i drzewami jest piękna asfaltowa droga:P), Pogorię III, Park Zielona i powrót przez Łagiszę i Grodziec. Duża część drogi w drobnym deszczu (ale w końcu co to dla nas po zeszłej sobocie:D), część przez piaszczyste lasy - dziś się jakoś wybitnie tam zakopywałam...:/ Ale śliczny Raidonek sprawuje się bardzo dobrze :)
Dzisiejszy nowy nabyteczek to koszyczek na bidon - stary się po dobrych 10 latach używania wreszcie rozleciał :P
Czyli wycieczka z Tomkiem przez Grodziec, na Kuźnice (przedzieraliśmy się przez jakieś chaszcze i krzaczory w błogiej nieświadomości, że 3 metry od nas, za górką i drzewami jest piękna asfaltowa droga:P), Pogorię III, Park Zielona i powrót przez Łagiszę i Grodziec. Duża część drogi w drobnym deszczu (ale w końcu co to dla nas po zeszłej sobocie:D), część przez piaszczyste lasy - dziś się jakoś wybitnie tam zakopywałam...:/ Ale śliczny Raidonek sprawuje się bardzo dobrze :)
Dzisiejszy nowy nabyteczek to koszyczek na bidon - stary się po dobrych 10 latach używania wreszcie rozleciał :P
Dane wycieczki:
47.30 km (20.00 km teren) czas: 02:23 h avg:19.85 km/h
Wtorek, 15 lipca 2008Kategoria zwyczajnie
Katowice, odwiedziny u Krzysia i Sylwii w celu założenia nowego rowerowego nabytku, czyli... pięknego, ślicznego, boskiego, cudownego (jak woda z Lichenia), fantastycznego, wspaniałego, wymarzonego, bajecznego... czyli amortyzatora xD Ochrzczonego przez Suntour jako Raidon Air. Co prawda jadąc z powrotem z moim starym Z(ł)oomem na plecach nie miałam zbytnio możliwości przetestowania go, ale i tak wiem, że będzie idealny :D Sylwia stwierdziła, że teraz mój rumak wygląda agresywniej :P Za ciemno nieco było na fotki, będą innym razem.
Wcześniej założyłam jeszcze jeden malutki rowerowy nabyteczek, mianowicie spinkę do łańcucha :)
Wielkie, ogromne, gigantyczne, super, hiper, mega podziękowania dla Krzysia!! I pozdrowienia dla Sylwii :)
P.S. Tanio oddam w dobre ręce krzywego Zooma :]
Wcześniej założyłam jeszcze jeden malutki rowerowy nabyteczek, mianowicie spinkę do łańcucha :)
Wielkie, ogromne, gigantyczne, super, hiper, mega podziękowania dla Krzysia!! I pozdrowienia dla Sylwii :)
P.S. Tanio oddam w dobre ręce krzywego Zooma :]
Dane wycieczki:
20.40 km (0.00 km teren) czas: 00:55 h avg:22.25 km/h
Sobota, 12 lipca 2008Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Najbardziej Hardcore’owa Wycieczka Rowerowa w życiu Tomka i moim – wybraliśmy się dzisiaj nad Chechło w celu spożycia kiełbaski z grilla :)
Kiedy wyruszaliśmy spod Dorotki, nic nie wskazywało na to, że spotkają nas jakieś przygody… Pojechaliśmy sobie przez Wojkowice, Bobrowniki, Piekary Śląskie, Świerklaniec nad Chechło. Po drodze Tomek słyszał, że coś grzmi, ja nie zwróciłam uwagi, tak czy siak postanowiliśmy jechać dalej do celu. Było ciepło, świeciło słoneczko, jechało się przyjemnie. W Świerklańcu przypomniało nam się, że nie mamy kiełbasek na rzeczonego grilla :P Więc jeszcze znaleźliśmy sklep (a nie było to łatwe w sobotę po 18:00 :P) i się zaopatrzyliśmy. Przy okazji okazało się, że ze Świerklańca jest krótsza i mniej ruchliwa droga nad Chechło niż ta, którą kiedyś prowadził Krzysiu. Później już przez lasek nad jeziorko, gdzie z zadziwiającą łatwością znaleźliśmy czwórkę zmotoryzowanych – leniów – namiotowiczów – grillowiczów, czyli Gosię, Artura, Karinę i Darka.
Zaczęło wiać, grzmieć i padać, ale co tam – przecież przejdzie szybko ;) Owszem, przeszło, ale tylko na chwilę i znowu zaczęło lać. Za to była śliczna tęcza i pycha kiełbaski. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, zjedliśmy i porzuciliśmy nadzieję na to, że uda nam się wrócić do domu bez towarzystwa deszczu i burzy. No cóż, do domu tak czy siak trzeba było wrócić. Zanim dojechaliśmy do najbliższego lasu, już byliśmy przemoczeni do suchej nitki. W lesie się pogubiliśmy nieco, zrobiło się ciemno, jak w końcu dojechaliśmy do jakiejś głównej drogi to ja osobiście nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem i gdybym była sama to bym się z 10 razy jeszcze pogubiła w drodze do domu – ale dzięki Tomka znakomitej orientacji w terenie dotarliśmy do parku w Świerklańcu, przejechaliśmy przez niego nad zalew, wzdłuż zalewu i jakimś tajemniczym skrótem ;) Przez błotko, kamienie, kałuże o głębokości…dużej ;) Jazda totalnie na wyczucie, drogę rozjaśniały jedynie błyskawice, mi standardowo wysiadły baterie w lampce… W zasadzie byliśmy tak przemoczeni, że sądzę, że jakbyśmy się wyglebili gdzieś tam do błota czy do kałuży, albo jakby ktoś na nas wylał z 10 wiader wody, to nie zrobiłoby to na nas większego wrażenia :] Tomkowi woda spływająca z gąbeczek z kasku zalewała oczy, mnie przed tym uratowała bandanka na głowie, którą zawiązałam z powodu zbyt długiej grzywki wpadającej do oczu xD
Tajemniczy skrót wyprowadził nas na Rogoźniku… Stamtąd już szybciutko przez Wojkowice na Czeladź. Ja do domku, gdzie czekało na mnie spojrzenie mamy (jeszcze bardziej bezcenne niż zwykle), prysznic (gorący) i herbatka (z rumem) xD Tomek w drodze do domu ponoć jeszcze potwierdził zasadę pod tytułem „9 na 10 wypadków zdarza się w domu” i na własnym osiedlu wykąpał się w kałuży.
Mokre miałam wszystko, włączając w to karnet na fitness schowany w najgłębszym zakamarku portfela, schowanego w najgłębszym zakamarku plecaka ;) Buty po wyjęciu z pralki były suchsze niż przed włożeniem ich tam. W nocy słyszałam jak mi błoto z roweru odpada i obija o podłogę :] Tylko, kurczę, łańcuch mi się rozpada :/
Dane z wycieczki są na oko, bo licznik zalało :] I tak byłam w ciężkim szoku, bo działał idealnie przez cała drogę, mimo że nie jest wodoodporny. Dopiero pod blokiem, jak chciałam sprawdzić godzinę (btw była 22.30:] ) i przyciął się przycisk… Najpierw jeden, potem drugi, w końcu się skasowało dokładnie wszystko :] Nad Chechłem było 30,2km, 21,9km/h i 1:23h :]
Ależ się rozpisałam.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy nie boją się burzy :P
Kiedy wyruszaliśmy spod Dorotki, nic nie wskazywało na to, że spotkają nas jakieś przygody… Pojechaliśmy sobie przez Wojkowice, Bobrowniki, Piekary Śląskie, Świerklaniec nad Chechło. Po drodze Tomek słyszał, że coś grzmi, ja nie zwróciłam uwagi, tak czy siak postanowiliśmy jechać dalej do celu. Było ciepło, świeciło słoneczko, jechało się przyjemnie. W Świerklańcu przypomniało nam się, że nie mamy kiełbasek na rzeczonego grilla :P Więc jeszcze znaleźliśmy sklep (a nie było to łatwe w sobotę po 18:00 :P) i się zaopatrzyliśmy. Przy okazji okazało się, że ze Świerklańca jest krótsza i mniej ruchliwa droga nad Chechło niż ta, którą kiedyś prowadził Krzysiu. Później już przez lasek nad jeziorko, gdzie z zadziwiającą łatwością znaleźliśmy czwórkę zmotoryzowanych – leniów – namiotowiczów – grillowiczów, czyli Gosię, Artura, Karinę i Darka.
Zaczęło wiać, grzmieć i padać, ale co tam – przecież przejdzie szybko ;) Owszem, przeszło, ale tylko na chwilę i znowu zaczęło lać. Za to była śliczna tęcza i pycha kiełbaski. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, zjedliśmy i porzuciliśmy nadzieję na to, że uda nam się wrócić do domu bez towarzystwa deszczu i burzy. No cóż, do domu tak czy siak trzeba było wrócić. Zanim dojechaliśmy do najbliższego lasu, już byliśmy przemoczeni do suchej nitki. W lesie się pogubiliśmy nieco, zrobiło się ciemno, jak w końcu dojechaliśmy do jakiejś głównej drogi to ja osobiście nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem i gdybym była sama to bym się z 10 razy jeszcze pogubiła w drodze do domu – ale dzięki Tomka znakomitej orientacji w terenie dotarliśmy do parku w Świerklańcu, przejechaliśmy przez niego nad zalew, wzdłuż zalewu i jakimś tajemniczym skrótem ;) Przez błotko, kamienie, kałuże o głębokości…dużej ;) Jazda totalnie na wyczucie, drogę rozjaśniały jedynie błyskawice, mi standardowo wysiadły baterie w lampce… W zasadzie byliśmy tak przemoczeni, że sądzę, że jakbyśmy się wyglebili gdzieś tam do błota czy do kałuży, albo jakby ktoś na nas wylał z 10 wiader wody, to nie zrobiłoby to na nas większego wrażenia :] Tomkowi woda spływająca z gąbeczek z kasku zalewała oczy, mnie przed tym uratowała bandanka na głowie, którą zawiązałam z powodu zbyt długiej grzywki wpadającej do oczu xD
Tajemniczy skrót wyprowadził nas na Rogoźniku… Stamtąd już szybciutko przez Wojkowice na Czeladź. Ja do domku, gdzie czekało na mnie spojrzenie mamy (jeszcze bardziej bezcenne niż zwykle), prysznic (gorący) i herbatka (z rumem) xD Tomek w drodze do domu ponoć jeszcze potwierdził zasadę pod tytułem „9 na 10 wypadków zdarza się w domu” i na własnym osiedlu wykąpał się w kałuży.
Mokre miałam wszystko, włączając w to karnet na fitness schowany w najgłębszym zakamarku portfela, schowanego w najgłębszym zakamarku plecaka ;) Buty po wyjęciu z pralki były suchsze niż przed włożeniem ich tam. W nocy słyszałam jak mi błoto z roweru odpada i obija o podłogę :] Tylko, kurczę, łańcuch mi się rozpada :/
Dane z wycieczki są na oko, bo licznik zalało :] I tak byłam w ciężkim szoku, bo działał idealnie przez cała drogę, mimo że nie jest wodoodporny. Dopiero pod blokiem, jak chciałam sprawdzić godzinę (btw była 22.30:] ) i przyciął się przycisk… Najpierw jeden, potem drugi, w końcu się skasowało dokładnie wszystko :] Nad Chechłem było 30,2km, 21,9km/h i 1:23h :]
Ależ się rozpisałam.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy nie boją się burzy :P
Dane wycieczki:
60.00 km (10.00 km teren) czas: 03:00 h avg:20.00 km/h
Wtorek, 1 lipca 2008Kategoria towarzysko, terenowo, praca/szkoła, zwyczajnie
RANO:
Niestety skończył się bilet kwartalny ;) Więc wybrałam się przed południem na bajku do Katowic pozałatwiać kilka spraw. Wreszcie oddałam indeks do dziekanatu, odebrałam też papierek o ukończeniu kursu ze szkoły językowej (wynik celujący - nie wiem za co :P). Przedzieranie się przez centrum było średnio przyjemne, jedynie panowie budowlańcy rzucający za mną jakieś.. ekhm, nazwijmy to komplementami :P wywołali na mych ustach gromki śmiech ;) W drodze powrotnej zahaczyłam o ogródek dziadków, gdzie mamuśka zażywała kąpieli słonecznej - i ja przez krótką chwilę zażyłam - a na wyjściu rąbnęłam o klamkę od furtki i mam mega-siniaka na udzie :/
PO POŁUDNIU:
Wycieczka krajoznawcza po Zagłębiu z Tomkiem :) Przy okazji spotkanie po latach ;)
-> Dorotka, gdzie się spotkaliśmy. Czekając na spóźnialskiego Tomka zrobiłam z nudów parę fotek.
kościółek na Dorotce oświetlony radosnymi promieniami słońca:)
murek, na którym sobie czekałam :)
nie mogło oczywiście zabraknąć artystycznych fot z moim rumakiem w roli głównej xD
-> Gródków
-> Strzyżowice
-> Góra Siewierska - najpierw fajnym asfaltem, później fajnym nie-asfaltem ;) na taki pagóreczek, z którego się roztaczał taki oto cudny widok
i taka ścieżynka:
-> przez jakieś wiochy (jakiś czas za panem na szosie:D)
-> Kuźnica - czyli zalew zwany 'nową Pogorią' bądź Pogorią IV
Objechaliśmy praktycznie większość jeziorka, część piaszczystymi lasami, część ładną asfaltową ścieżką wzdłuż wody. Generalnie okolice wspaniałe na rower :) :) Bardzo, bardzo przyjemnie, ludzi niedużo, miodzio :)
-> Będzin Łagisza
-> Lasek Grodziecki, też bardzo przyjemny :)
-> Będzin Grodziec
-> home...
P.S. Poszukiwany miły kolega do małej pomocy :>
Niestety skończył się bilet kwartalny ;) Więc wybrałam się przed południem na bajku do Katowic pozałatwiać kilka spraw. Wreszcie oddałam indeks do dziekanatu, odebrałam też papierek o ukończeniu kursu ze szkoły językowej (wynik celujący - nie wiem za co :P). Przedzieranie się przez centrum było średnio przyjemne, jedynie panowie budowlańcy rzucający za mną jakieś.. ekhm, nazwijmy to komplementami :P wywołali na mych ustach gromki śmiech ;) W drodze powrotnej zahaczyłam o ogródek dziadków, gdzie mamuśka zażywała kąpieli słonecznej - i ja przez krótką chwilę zażyłam - a na wyjściu rąbnęłam o klamkę od furtki i mam mega-siniaka na udzie :/
PO POŁUDNIU:
Wycieczka krajoznawcza po Zagłębiu z Tomkiem :) Przy okazji spotkanie po latach ;)
-> Dorotka, gdzie się spotkaliśmy. Czekając na spóźnialskiego Tomka zrobiłam z nudów parę fotek.
kościółek na Dorotce oświetlony radosnymi promieniami słońca:)
murek, na którym sobie czekałam :)
nie mogło oczywiście zabraknąć artystycznych fot z moim rumakiem w roli głównej xD
-> Gródków
-> Strzyżowice
-> Góra Siewierska - najpierw fajnym asfaltem, później fajnym nie-asfaltem ;) na taki pagóreczek, z którego się roztaczał taki oto cudny widok
i taka ścieżynka:
-> przez jakieś wiochy (jakiś czas za panem na szosie:D)
-> Kuźnica - czyli zalew zwany 'nową Pogorią' bądź Pogorią IV
Objechaliśmy praktycznie większość jeziorka, część piaszczystymi lasami, część ładną asfaltową ścieżką wzdłuż wody. Generalnie okolice wspaniałe na rower :) :) Bardzo, bardzo przyjemnie, ludzi niedużo, miodzio :)
-> Będzin Łagisza
-> Lasek Grodziecki, też bardzo przyjemny :)
-> Będzin Grodziec
-> home...
P.S. Poszukiwany miły kolega do małej pomocy :>
Dane wycieczki:
77.75 km (20.00 km teren) czas: 03:45 h avg:20.73 km/h