Wpisy archiwalne w kategorii
towarzysko
Dystans całkowity: | 4302.72 km (w terenie 579.57 km; 13.47%) |
Czas w ruchu: | 232:56 |
Średnia prędkość: | 18.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.30 km/h |
Suma podjazdów: | 1811 m |
Suma kalorii: | 3476 kcal |
Liczba aktywności: | 116 |
Średnio na aktywność: | 37.09 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
Środa, 15 lipca 2009Kategoria górzyście, terenowo, towarzysko
Ponownie kilkudniowy wyjazd w bielskie okolice, do Jaworza, tym razem już z naszymi rumakami :D
Upał był niemiłosierny, więc i wycieczka niedługa, aczkolwiek intensywna ;) Z Jaworza do Bielska, w okolice Szyndzielni - na górę nie wjechaliśmy, jedynie pod stację kolejki a później po znienawidzonych przeze mnie kamieniach trochę pod górę do jakiegoś schronisko-sklepu. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o ścieżkę rowerową (porównanie jej do tych katowickich zostawię bez komentarza:P) i dotarliśmy gdzieś chyba w okolice centrum, stamtąd starą drogą na Cieszyn wróciliśmy do Jaworza :)
Upał był niemiłosierny, więc i wycieczka niedługa, aczkolwiek intensywna ;) Z Jaworza do Bielska, w okolice Szyndzielni - na górę nie wjechaliśmy, jedynie pod stację kolejki a później po znienawidzonych przeze mnie kamieniach trochę pod górę do jakiegoś schronisko-sklepu. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o ścieżkę rowerową (porównanie jej do tych katowickich zostawię bez komentarza:P) i dotarliśmy gdzieś chyba w okolice centrum, stamtąd starą drogą na Cieszyn wróciliśmy do Jaworza :)
Szyndzielnia© algra7
Dane wycieczki:
20.36 km (3.00 km teren) czas: 01:25 h avg:14.37 km/h
Środa, 8 lipca 2009Kategoria górzyście, towarzysko
Spontaniczny wyjazd z Przemkiem do Jaworza koło Bielska-Białej, spontaniczne pozostanie tam dłużej niż było przewidziane, a więc i spontaniczne wyjście na rower :)
Swoją drogą nie na swój - dziwne uczucie jechać na rowerze, na którym można całkowicie wyprostować plecy :P
Krajoznawcza wycieczka po Jaworzu i okolicach :)
Swoją drogą nie na swój - dziwne uczucie jechać na rowerze, na którym można całkowicie wyprostować plecy :P
Krajoznawcza wycieczka po Jaworzu i okolicach :)
gotowa do drogi :D© algra7
Dane wycieczki:
13.17 km (0.00 km teren) czas: 00:57 h avg:13.86 km/h
Sobota, 4 lipca 2009Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Rano standard... ogródek :]
Po południu wyszliśmy na rower z Tomkiem. Miała być "skromna" przejażdżka, udaliśmy się w stronę Pogorii, dokładnie numerka IV, i to by było skromne, tyle że stamtąd pojechaliśmy jeszcze na Przeczyce :) Tempo lajtowe, bo ani jedno ani drugie kondycją nie grzeszy, ale Tomek cwaniak jechał sobie na szosie ;)
Na koniec jeszcze dobiła mnie górka pod Syberką i tak do domu dojechałam wykończona :P Ale fajnie było :)
Po południu wyszliśmy na rower z Tomkiem. Miała być "skromna" przejażdżka, udaliśmy się w stronę Pogorii, dokładnie numerka IV, i to by było skromne, tyle że stamtąd pojechaliśmy jeszcze na Przeczyce :) Tempo lajtowe, bo ani jedno ani drugie kondycją nie grzeszy, ale Tomek cwaniak jechał sobie na szosie ;)
Na koniec jeszcze dobiła mnie górka pod Syberką i tak do domu dojechałam wykończona :P Ale fajnie było :)
Dane wycieczki:
60.87 km (1.00 km teren) czas: 02:56 h avg:20.75 km/h
Wtorek, 16 czerwca 2009Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Miała być wieczorna pętelka szosami Zagłębia, ale finalnie wylądowałam w Mysłowicach ;) Stamtąd powrót też przez Sosnowiec, ale dla odmiany inną drogą :]
Wreszcie miałam okazję normalnie sprawdzić, jak świeci moja lampka ;)
Wreszcie miałam okazję normalnie sprawdzić, jak świeci moja lampka ;)
Dane wycieczki:
28.86 km (0.00 km teren) czas: 01:17 h avg:22.49 km/h
Niedziela, 14 czerwca 2009Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Trzy Stawy...
Trochę żeby nie myśleć, trochę żeby pomyśleć.
Trochę żeby wszystko było dobrze.
I żeby zjeść fryteczki xD
Trochę żeby nie myśleć, trochę żeby pomyśleć.
Trochę żeby wszystko było dobrze.
I żeby zjeść fryteczki xD
Dane wycieczki:
31.77 km (5.00 km teren) czas: 01:30 h avg:21.18 km/h
Piątek, 12 czerwca 2009Kategoria całodniowo, towarzysko
IV rajd rowerowy "Z drugim sercem po zdrowie i przygodę"
Rano oczywiście wielkie rozterki: jechać czy nie jechać, będzie padać czy nie będzie padać:P Ostatecznie wytrwałam przy moim postanowieniu i pojechałam.
Trasa: Czeladź - Wojkowice - Rogoźnik - Siemonia - Strzyżowice - Psary - Sarnów - Preczów - Dąbrowa Górnicza - Będzin - Czeladź
Przy amfiteatrze w Rogoźniku się zdziwiłam, że frekwencja taka mała - jedynie dwóch niezwykle sympatycznych chłopaków. Jak się okazało było jeszcze kilku, tylko pojechali w poszukiwaniu sklepu (m.in. olo i rafaello, ale niedługo się zjawili, łącznie było nas 10, w tym (ależ to dziwne:P) jedna dziewczyna.
Główne postaci dzisiejszego dnia dojechały z niewielkim opóźnieniem, w międzyczasie zaczęło jednak padać;) No i tutaj dziękuję miłemu Panu, który użyczył mi swojej kurtki, bo ja w pośpiechu rano nic z domu nie zabrałam, a oprócz deszczu wiało niemiłosiernie:] Przejechaliśmy wyżej przedstawioną trasą, co mnie zaskoczyło, to że tempo było nawet sporo lepsze niż masowe ;) W końcu ci ludzie na co dzień nie jeżdżą na rowerach, chociaż był tez jeden Pan po przeszczepie bodajże 3 lata, który niejednego z nas mógłby na jakiejś górskiej trasie objechać;) I tak trzymać!
Atmosfera i towarzystwo przemiłe, acz organizacja, rzekłabym, średnia. Co prawda była jakaś tam eskorta policji, która blokowała pięknie dla nas skrzyżowania itp, ale sporo jakichś nieprzewidzianych postojów z niewiadomych powodów, rozciągnięta niesamowicie kolumna, brak koordynacji. Tak czy tak było fajnie :) W Nemo przywitano nas ciepłym jedzonkiem (makaron w kształcie chrupek kukurydzianych i brokułki:P dobrze, bo już zgłodniałam:P), dostaliśmy odblaskowe opaski i cukierki zaklejające twarze nawet rozwrzeszczanym dzieciom :P Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, zrobiliśmy parę fot i zebraliśmy się w drogę do domów. Ekipa po przeszczepach miała jeszcze dziś dojechać do Olkusza. Koledzy, którzy przywitali mnie w Rogoźniku, odprowadzili mnie na Mydlice, stamtąd już prościutko do domku.
Rano oczywiście wielkie rozterki: jechać czy nie jechać, będzie padać czy nie będzie padać:P Ostatecznie wytrwałam przy moim postanowieniu i pojechałam.
Trasa: Czeladź - Wojkowice - Rogoźnik - Siemonia - Strzyżowice - Psary - Sarnów - Preczów - Dąbrowa Górnicza - Będzin - Czeladź
Przy amfiteatrze w Rogoźniku się zdziwiłam, że frekwencja taka mała - jedynie dwóch niezwykle sympatycznych chłopaków. Jak się okazało było jeszcze kilku, tylko pojechali w poszukiwaniu sklepu (m.in. olo i rafaello, ale niedługo się zjawili, łącznie było nas 10, w tym (ależ to dziwne:P) jedna dziewczyna.
Główne postaci dzisiejszego dnia dojechały z niewielkim opóźnieniem, w międzyczasie zaczęło jednak padać;) No i tutaj dziękuję miłemu Panu, który użyczył mi swojej kurtki, bo ja w pośpiechu rano nic z domu nie zabrałam, a oprócz deszczu wiało niemiłosiernie:] Przejechaliśmy wyżej przedstawioną trasą, co mnie zaskoczyło, to że tempo było nawet sporo lepsze niż masowe ;) W końcu ci ludzie na co dzień nie jeżdżą na rowerach, chociaż był tez jeden Pan po przeszczepie bodajże 3 lata, który niejednego z nas mógłby na jakiejś górskiej trasie objechać;) I tak trzymać!
Atmosfera i towarzystwo przemiłe, acz organizacja, rzekłabym, średnia. Co prawda była jakaś tam eskorta policji, która blokowała pięknie dla nas skrzyżowania itp, ale sporo jakichś nieprzewidzianych postojów z niewiadomych powodów, rozciągnięta niesamowicie kolumna, brak koordynacji. Tak czy tak było fajnie :) W Nemo przywitano nas ciepłym jedzonkiem (makaron w kształcie chrupek kukurydzianych i brokułki:P dobrze, bo już zgłodniałam:P), dostaliśmy odblaskowe opaski i cukierki zaklejające twarze nawet rozwrzeszczanym dzieciom :P Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, zrobiliśmy parę fot i zebraliśmy się w drogę do domów. Ekipa po przeszczepach miała jeszcze dziś dojechać do Olkusza. Koledzy, którzy przywitali mnie w Rogoźniku, odprowadzili mnie na Mydlice, stamtąd już prościutko do domku.
Dane wycieczki:
42.60 km (0.00 km teren) czas: 02:21 h avg:18.13 km/h
Czwartek, 11 czerwca 2009Kategoria zwyczajnie, towarzysko
Nie wiem, czemu mnie takie lenistwo ostatnio ogarnia, może za dużo stresów, obowiązków, różnych smutów, kłopotów, problemów, a za mało wolnego czasu, przyjemności i jakichś rozrywek... Tak więc dziś tez strasznie mi się nic nie chciało, najchętniej zakopałabym się gdzieś daleko od całej reszty świata i poszła spać, ale na szczęście jakimś cudem zmobilizowałam się do wyjścia na rower. I dobrze!
Trasa: Czeladź - Wojkowice - Rogoźnik - Wojkowice - Grodziec - Czeladź
Nad wodą w Rogoźniku nawet sporo ludzi, nie spodziewałam się nawet tylu, bo pogoda taka niepewna. Przemknęłam sobie trochę po lesie, ale na widok zbliżających się ukradkiem ciemnych chmur i na wszechobecne szepty zaniepokojonych ludzi ("patrz Kazik, jaka chmura", "Maryna, zaraz będzie lało", "Fredziu, burza idzie", "Gienia, uciekajmy" i podobnych) skierowałam się w stronę domu. Chmura, posłuszna moim pobożnym życzeniom, przez dłuższy czas szła sobie grzecznie bokiem, ale w Grodźcu się zbuntowała i zaczął się miły orzeźwiający deszczyk przy promieniach Słońca... Ale tylko przez chwilę, bo zaraz Słoneczko się speszyło i schowało, a deszcz się rozkozaczył i zaczęło porządnie lać. Do domu już było niedaleko, to nie chciało mi się chować po przystankach autobusowych. Minęłam kolumnę czterech zaskoczonych rowerzystów (no, Panowie, ciency jesteście, że mnie nawet nie goniliście:P), aż tu nagle spod drzewa zaskoczyli mnie Sylwia i Krzysiu:) No to stanęłam i pomokłam solidarnie z nimi :) Jak się okazało, wracali z Dorotki, szkoda, że się wcześniej nie zgadaliśmy. Jak drzewo zaczęło przeciekać, a deszczyk zelżał, to przenieśliśmy się na przystanek pod mój blok, pogadaliśmy chwilę, ja się ulotniłam, bo zimno się zrobiło, a oni czekali na dogodniejsze warunki na powrót do domu;)
W sumie fajnie tak czasem pomoknąć, aż mi się przypomniały te wszystkie zeszłoroczne burzowe eskapady z Tomkiem;) Poza tym rower się umył, a ja miałam pretekst do wypicia gorącej herbaty z rumem;) No i ta bezcenna mina mamy..:D
Humor mi się poprawił, a tutaj się wyżyłam twórczo xP
Trasa: Czeladź - Wojkowice - Rogoźnik - Wojkowice - Grodziec - Czeladź
Nad wodą w Rogoźniku nawet sporo ludzi, nie spodziewałam się nawet tylu, bo pogoda taka niepewna. Przemknęłam sobie trochę po lesie, ale na widok zbliżających się ukradkiem ciemnych chmur i na wszechobecne szepty zaniepokojonych ludzi ("patrz Kazik, jaka chmura", "Maryna, zaraz będzie lało", "Fredziu, burza idzie", "Gienia, uciekajmy" i podobnych) skierowałam się w stronę domu. Chmura, posłuszna moim pobożnym życzeniom, przez dłuższy czas szła sobie grzecznie bokiem, ale w Grodźcu się zbuntowała i zaczął się miły orzeźwiający deszczyk przy promieniach Słońca... Ale tylko przez chwilę, bo zaraz Słoneczko się speszyło i schowało, a deszcz się rozkozaczył i zaczęło porządnie lać. Do domu już było niedaleko, to nie chciało mi się chować po przystankach autobusowych. Minęłam kolumnę czterech zaskoczonych rowerzystów (no, Panowie, ciency jesteście, że mnie nawet nie goniliście:P), aż tu nagle spod drzewa zaskoczyli mnie Sylwia i Krzysiu:) No to stanęłam i pomokłam solidarnie z nimi :) Jak się okazało, wracali z Dorotki, szkoda, że się wcześniej nie zgadaliśmy. Jak drzewo zaczęło przeciekać, a deszczyk zelżał, to przenieśliśmy się na przystanek pod mój blok, pogadaliśmy chwilę, ja się ulotniłam, bo zimno się zrobiło, a oni czekali na dogodniejsze warunki na powrót do domu;)
W sumie fajnie tak czasem pomoknąć, aż mi się przypomniały te wszystkie zeszłoroczne burzowe eskapady z Tomkiem;) Poza tym rower się umył, a ja miałam pretekst do wypicia gorącej herbaty z rumem;) No i ta bezcenna mina mamy..:D
Humor mi się poprawił, a tutaj się wyżyłam twórczo xP
Dane wycieczki:
27.10 km (2.00 km teren) czas: 01:16 h avg:21.39 km/h
Sobota, 9 maja 2009Kategoria całodniowo, towarzysko
Wczesnym popołudniem do dziadków na ogródek, posiedzieć nieco na słoneczku, a i przy okazji załapałam się na obiad - nie dość, że babciny, to jeszcze zjedzony na powietrzu, no po prostu obiad idealny :D
Prosto z ogródka do Mysłowic, spotkać się z jednym panem zacieszającym, że ma z powrotem swój kochany rower :] Stamtąd już razem nad Zalew Dziećkowicki - posiedzieliśmy nad wodą, obserwując wywróconą żaglówkę i szalonego yorka :D No i do domu.
Prosto z ogródka do Mysłowic, spotkać się z jednym panem zacieszającym, że ma z powrotem swój kochany rower :] Stamtąd już razem nad Zalew Dziećkowicki - posiedzieliśmy nad wodą, obserwując wywróconą żaglówkę i szalonego yorka :D No i do domu.
Dane wycieczki:
66.13 km (3.00 km teren) czas: 03:00 h avg:22.04 km/h
Sobota, 25 kwietnia 2009Kategoria MK, towarzysko
Rano sprint na spontaniczne spotkanie przy shake'u do McDonalda w M1 :)
Następnie jeszcze większy sprint na Statoila, gdzie spotkałam się z Marcinem, i pojechaliśmy na Zagłębiowską Masę Krytyczną do Sosnowca :)
Już w okolicach ślimaka zaczęło się robić mocno rowerowo, sporo minęliśmy rowerzystów mknących ku dworcowi :) Pod dworcem - tłum! Naprawdę, poważny tłum, a ja poważnie zaskoczona :) Ze znajomych pojawili się Asia i Jacek. Dostaliśmy plakietki, smycze, gwizdki, łyknęliśmy po Red Bullu, coby mieć energię na przejazd :P Start nieco się przeciągał - ale nic dziwnego, przy takiej ilości osób (chodzą słuchy o 700, zobaczymy co powiedzą organizatorzy później:D). W międzyczasie odnalazł się Przemek :) Ślimaczym tempem pojechaliśmy na Zagórze, jakieś dziewczę zaliczyło glebę (nie gadaj przez komórkę jak jedziesz po dziurach:P), Przemek zawinął do domu, a my dalej do Dąbrowy Górniczej, Będzina, no i w końcu do Czeladzi na metę na jakże pięęęęknej Starówce przy jakże gorąąąącym dopingu Kuby, mojego ulubionego czeladzkiego konferansjera :) Marcin zmył się do domu, a ja, wsłuchując się w mjuzik Konopiansów, zastanawiałam się dlaczego lody są sprzedawane w tirze Welli :P Zapoznałam parę nowych twarzy, m.in. Tomka, pogadaliśmy trochę, w końcu koledzy pojechali (i mi nie zaufali:P), ja jeszcze sobie trochę postałam i pojechałam do domu :) Przynajmniej miałam bliżej, niż z Górnośląskiej masy :P
Chyba nie trzeba dodawać, że cały event wzbudzał ogromne emocje zarówno wśród mijanych pieszych, jak i (a właściwie zwłaszcza:P) kierowców :)
Pozdrowienia dla wyżej wymienionych, wszystkich uczestników, organizatorów oraz łączących się z nami umysłami ;)
Następnie jeszcze większy sprint na Statoila, gdzie spotkałam się z Marcinem, i pojechaliśmy na Zagłębiowską Masę Krytyczną do Sosnowca :)
Już w okolicach ślimaka zaczęło się robić mocno rowerowo, sporo minęliśmy rowerzystów mknących ku dworcowi :) Pod dworcem - tłum! Naprawdę, poważny tłum, a ja poważnie zaskoczona :) Ze znajomych pojawili się Asia i Jacek. Dostaliśmy plakietki, smycze, gwizdki, łyknęliśmy po Red Bullu, coby mieć energię na przejazd :P Start nieco się przeciągał - ale nic dziwnego, przy takiej ilości osób (chodzą słuchy o 700, zobaczymy co powiedzą organizatorzy później:D). W międzyczasie odnalazł się Przemek :) Ślimaczym tempem pojechaliśmy na Zagórze, jakieś dziewczę zaliczyło glebę (nie gadaj przez komórkę jak jedziesz po dziurach:P), Przemek zawinął do domu, a my dalej do Dąbrowy Górniczej, Będzina, no i w końcu do Czeladzi na metę na jakże pięęęęknej Starówce przy jakże gorąąąącym dopingu Kuby, mojego ulubionego czeladzkiego konferansjera :) Marcin zmył się do domu, a ja, wsłuchując się w mjuzik Konopiansów, zastanawiałam się dlaczego lody są sprzedawane w tirze Welli :P Zapoznałam parę nowych twarzy, m.in. Tomka, pogadaliśmy trochę, w końcu koledzy pojechali (i mi nie zaufali:P), ja jeszcze sobie trochę postałam i pojechałam do domu :) Przynajmniej miałam bliżej, niż z Górnośląskiej masy :P
Chyba nie trzeba dodawać, że cały event wzbudzał ogromne emocje zarówno wśród mijanych pieszych, jak i (a właściwie zwłaszcza:P) kierowców :)
Pozdrowienia dla wyżej wymienionych, wszystkich uczestników, organizatorów oraz łączących się z nami umysłami ;)
Dane wycieczki:
33.52 km (0.00 km teren) czas: 02:06 h avg:15.96 km/h
Środa, 22 kwietnia 2009Kategoria towarzysko, zwyczajnie
Z wiadomym osobnikiem pojechaliśmy na dolinę w celu poleniuchowania na zielonej trawce, wśród białych stokrotek, pod niebieskim niebem, w żółtym słoneczku :)
W tychże okolicach (czytaj, na zielonej trawce, wśród białych stokrotek, pod niebieskim niebem, w żółtym słoneczku...) odbyła się mała sesja zdjęciowa o tematyce rowerowej, jakże by inaczej, której najznamienitsze efekty zamieszczam poniżej :P
W tychże okolicach (czytaj, na zielonej trawce, wśród białych stokrotek, pod niebieskim niebem, w żółtym słoneczku...) odbyła się mała sesja zdjęciowa o tematyce rowerowej, jakże by inaczej, której najznamienitsze efekty zamieszczam poniżej :P
ha :D© algra7
leniuchowanie na dolinie :)© algra7
nasze rumaki© algra7
Dane wycieczki:
27.96 km (0.50 km teren) czas: 01:17 h avg:21.79 km/h