Sobota, 23 sierpnia 2008Kategoria całodniowo, towarzysko
Po kilku zaplanowanych i niedoszłych do skutku wyjazdach dzisiaj już żadne zapowiadane deszcze, burze, huragany, trąby powietrzne, śniegi, mrozy, grad, trzęsienia ziemi, tsunami ani inne złooo nie mogło nas powstrzymać ;)
Z rana z Czeladzi wyjechałam sobie w towarzystwie mżawki, ale ta jakże przemiła ustąpiła później miejsca Sylwii i Krzyśkowi, z którymi spotkałam się w Katowicach. W Mysłowicach dołączyli do nas Przemek, Tomek, chwilę później Józek, a w Imielinie jeszcze cztery osoby. Celem naszym był zamek w Lipowcu, i cel nasz został osiągnięty! <hura> No bo jakżesz by inaczej.
Droga przyjemna, wypogodziło się nieco, cały czas asfalt, prócz samego podjazdu pod zamek. Siedliśmy sobie na dziedzińcu, gdzie główną atrakcją był człowieczek od biletów, który zapodawał taki mjuzik, że się chciało uciekać ;) Później panowie zostali chwilę dłużej na górze walczyć z dętką Tomka, a my z dziewczynami przy zjeździe oczywiście pomyliłyśmy... hmmm to znaczy dla urozmaicenia pojechałyśmy innym zjazdem :D Stanęliśmy jeszcze przy jakimś zajeździe, posililiśmy się, niektórzy skorzystali ze stojących nieopodal huśtawek i karuzeli ;) W drodze powrotnej zdolna ja przytarłam dwa razy biednym pedałkiem o krawężnik - zdecydowanie za dużo gadam i się oglądam za siebie :P
No, nikt mi już nie powie, że zrobiłam setkę na dwa razy (tak, to jest aluzja do Ciebie:P). Poza tym wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że bez problemu przekroczę zeszłoroczny przebieg :)
Wieczorem jeszcze śmignęłam do dziadków i się załapałam na kolację :P
Zatem z pozdrowieniami dla wszystkich towarzyszy podróży! :D
Z rana z Czeladzi wyjechałam sobie w towarzystwie mżawki, ale ta jakże przemiła ustąpiła później miejsca Sylwii i Krzyśkowi, z którymi spotkałam się w Katowicach. W Mysłowicach dołączyli do nas Przemek, Tomek, chwilę później Józek, a w Imielinie jeszcze cztery osoby. Celem naszym był zamek w Lipowcu, i cel nasz został osiągnięty! <hura> No bo jakżesz by inaczej.
Droga przyjemna, wypogodziło się nieco, cały czas asfalt, prócz samego podjazdu pod zamek. Siedliśmy sobie na dziedzińcu, gdzie główną atrakcją był człowieczek od biletów, który zapodawał taki mjuzik, że się chciało uciekać ;) Później panowie zostali chwilę dłużej na górze walczyć z dętką Tomka, a my z dziewczynami przy zjeździe oczywiście pomyliłyśmy... hmmm to znaczy dla urozmaicenia pojechałyśmy innym zjazdem :D Stanęliśmy jeszcze przy jakimś zajeździe, posililiśmy się, niektórzy skorzystali ze stojących nieopodal huśtawek i karuzeli ;) W drodze powrotnej zdolna ja przytarłam dwa razy biednym pedałkiem o krawężnik - zdecydowanie za dużo gadam i się oglądam za siebie :P
No, nikt mi już nie powie, że zrobiłam setkę na dwa razy (tak, to jest aluzja do Ciebie:P). Poza tym wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że bez problemu przekroczę zeszłoroczny przebieg :)
Wieczorem jeszcze śmignęłam do dziadków i się załapałam na kolację :P
Zatem z pozdrowieniami dla wszystkich towarzyszy podróży! :D
Dane wycieczki:
108.29 km (2.00 km teren) czas: 05:01 h avg:21.59 km/h
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj